…
Zrezygnowana, zawiedziona i smutna z pochyloną głową odwracałam się już, aby odejść, kiedy usłyszałam słowa.
Starzec w końcu odzyskał głos i powiedział dziwnie tajemniczo, wskazując palcem ponad zalesioną przestrzeń, gdzie dostrzegłam jakieś wierze, wspinające się do nieba.
— Jedź tam, a doznasz takich wrażeń, że nigdy ich nie zapomnisz, gwarantuję — zaśmiał się kpiąco, mrużąc przy tym powieki.
Nie przejęłam się tym. Spojrzałam zaciekawiona we wskazaną stronę, co natychmiast sprawiło, że wręcz ciągnęło mnie w tamtym kierunku. Jak zawsze nie wiedziałam, co i dlaczego tak się dzieje, ale musiałam zobaczyć, co kryje się za lasem.
Nie odezwałam się więcej do tych ludzi. Oni coś ukrywali, byłam tego pewna. Wsiadłam do auta i zapominając o awarii silnika przekręciłam kluczyk. Rozwścieczyło mnie to, bo naprawdę byłam strasznie zmęczona i natychmiast chciałam się znaleźć w tajemniczej przestrzeni za lasem, która mnie wzywała. Uderzyłam z bezradności w kierownicę i zaklęłam siarczyście, co nie zdarzało mi się często. Miałam dosyć, więc emocje wzięły górę i miało to rezultat wytwarzających się iskier z moich palców. Auto słodko zaśpiewało, a ja z niemocy, co się ze mną działo, oparłam się o kierownice i załkałam.
— Jesteś beznadziejna, Tracy. Powinnaś zamknąć się w czterech ścianach i tam w samotności zastanawiać się nad swoją egzystencją — wyszeptałam cicho i uniosłam głowę, patrząc na gapiów, wytrzeszczających na mnie oczy, ze zdziwienia.
Przetarłam twarz rękoma z niedowierzania i ruszyłam w kierunku lasu. Droga prowadziła przez ciemną gęstwinę drzew i wciąż się zwężała, kształtując z pochylających się gałęzi, ciemny tunel. Wydawało mi się, że nigdy się nie skończy i pochłonie mnie całkowicie w otchłani mroku. Dopiero, kiedy się skupiłam i zaczęłam wybałuszać oczy, aby dostrzec coś w oddali, pojawiła się jasna, niewielka plamka. Przyspieszyłam, bojąc się, że zginie w oddali.
— Zostań tam, bo nie ręczę za siebie — wycedziłam przez zaciśnięte zęby, zgrzytając nimi z całej siły.
Czułam, że coś mnie ciągnie w jej kierunku i w końcu jasny znaczek zaczął się powiększać i wchłaniać mnie, jakby wsysając całkowicie.
Oczywiście szajsowna maszyna zawarczała przeciągle i zatrząsła się przeraźliwie, co doprowadziło do zatrzymania.
— Ty przeklęty gracie, oddam cię na złom, przy najbliższej okazji i nie będę po tobie płakać — wrzasnęłam na całe gardło z wściekłości.
…
Na drugim końcu Anglii w miejscowości Sunderland, można było dostrzec wśród mieszkańców, niewysoką, rudowłosą dziewczynę o wyrazistych zielonych oczach i piegach na całej twarzy, błąkającą się po mieście i szukającą inspiracji do swoich powieści, które pisała namiętnie.
Tracy, buntownicza, ale nie zadzierająca nosa i nie lubiana wśród rówieśników, nie przejmowała się zbytnio, że nie ma przyjaciół. Sama sobie ich stwarzała w swoich historiach.
Wychowywana przez parę staruszków, którzy znaleźli ją pewnego dnia w lesie, będąc na grzybach i dając jej niezmiernie dużo miłości, była pewna, że kiedyś takową spotka i zakocha się bez pamięci. Nie wiedziała kim tak naprawdę jest i skąd pochodzi. Jej przybrani rodzice, zmarli kilka lat temu i nic już jej w domu nie trzymało. Postanowiła realizować swoje marzenia. Zatem kiedy tylko skończyła naukę, a była niesamowicie zdolna i chłonęła wszystko dziesięć razy szybciej niż jej rówieśnicy zdecydowała, że wyruszy po przygodę. Nie zamierzała wracać do tego piekielnego towarzystwa, uważającego ją za dziwadło. Bo w pewnym sensie taka była. Niesamowitym zdarzeniem było to, że potykała się na każdym kroku, ale nigdy nie upadała, bo coś sprawiało, że lądowała kilka centymetrów nad ziemią i lewitowała w powietrzu, jakby w tym momencie zabrakło przyciągania. To tylko jedna z rzeczy, które ją niepokoiły. Coraz częściej odkrywała w sobie nowe dziwne efekty swojej niezdarności, może to były jakieś niedoskonałości, które w niej tkwiły i ujawniały się w najmniej odpowiednim momencie.
Nie znalazła tu inspiracji, więc postanowiła ruszyć w dalszą drogę. Wsiadła w swój używany samochód marki Audi A4, który odkupiła od jakiegoś handlarza, co okazało się, że było błędem, bo auto wciąż nie chciało zapalić. Za każdym razem, kiedy go uruchamiała, buntowało się, jak diabli. Wówczas spostrzegła następne dziwne odczucia i reakcję własnego ciała. W zdenerwowaniu, mocno się spinała i waliła beznamiętnie w silnik, co sprawiało, że jej palce się żarzyły i uruchamiały cholernego grata. Gdy podchodziła do tego wraku, zastanawiała się, czy będzie wstanie to powtórzyć. Jednak nie zawsze wychodziło, więc prawie płacząc, spinała się wściekle i ponownie zaczynała iskrzyć.
…
Wampiry zostały stworzone wieki temu przez wielkiego czarnoksiężnika, który eksperymentował na ludziach i w końcu mu się udało. Zasiał ziarno, a wraz z nim powstała liczna populacja wampirzych plemion, które przetrwały do dziś. Wielu zginęło przez łowców, ścigających ich całe pokolenia, a spora część tych upiornych stworzeń, wybiła się między sobą.
Tak więc jednym z ocalałych plemion, o którym nie wiedział nikt, oprócz pobliskich mieszkańców wioski, było plemię księcia Raphaela. Posiadał on od wieków angielską ziemię, na której znajdowało się Zamczysko Dover, starożytne dziedzictwo z XII wieku, umiejscowione na Białych Klifach. Straszyło swoim wyglądem i choć nie było zawaliskiem gruzu, a jednym ze wspaniałych średniowiecznych budowli, to opinia o nim przerażała ludzi, ponieważ legendy na temat straszydeł, podobno zamieszkujących wewnątrz, docierały do najodleglejszych miejsc. Nikt jednak nie ważył się tego sprawdzić osobiście. Wolano myśleć, że jest to wymysł nie mający nic wspólnego z rzeczywistością.
Działy się tam rzeczy o jakich nie śmiał nawet myśleć człowiek. Były to jednak tylko pozory, stworzone dla ludzi, żeby trzymali się z daleka i tak właśnie miało być. Mit głosi, że wampiry, to stworzenia przerażające i okrutne, mordujące swoje ofiary dla pożywienia. Jednak to były bajki wyssane z opowiadań ludzkich pokoleń. W rzeczywistości byli wesołymi i wyrazistymi, pełnymi ekspresji istotami. Choć w większości zamieszkałych w zamczysku wampirów, wyrażanie emocji zostało ukształtowane przez wieki, to przebywanie w swoim środowisku wpłynęło różnie na każdego z osobna. Więc można by powiedzieć, że dostosowanie się do tej sytuacji, jaką im los zgotował, sprawiając, że są zmuszeni żyć ze sobą, spowodowało iż każdy znalazł sobie jakieś hobby, aby nie zwariować.
SKRADŁA SERCE WAMPIRA
RODZINA JANSON
ROMANS, KTÓRY WYWOŁA W TOBIE
WIELE EMOCJI, JAKICH
JESZCZE NIGDY NIE DOZNAŁAŚ/EŚ.
…
Siłą woli podniosłam głowę, spoglądając na niego, zaskoczona. Dotknęłam jego twarzy, po przyjacielsku, głaszcząc go po policzku. Wiedziałam, że ma dobre chęci. Jednak wiele bym dała, żeby był wikingiem.
— Niestety, dzieciaku. Nie umawiam się z młodszymi od siebie.
Kiedy to mówiłam, w oddali wyłoniła się postać. Mój boże…, poruszał się tak pewnie i stanowczo. Jego mięśnie podkreślała przylegająca do ciała koszulka i opięte spodnie. Narzucił na siebie przedłużaną, ciemną koszulę, ozdobioną zwisającymi z pagonów, plecionymi sznurami. To raczej był płaszcz. Na szyi zwisał mu wisior, nie wiedziałam, co to jest. Wyglądał niesamowicie. Wzrok wlepił we mnie i było to spojrzenie gniewne, ale i dominujące. Zrobiło mi się gorąco, a poliki paliły ogniem. Moja reakcja była podejrzana i miałam z tym problem. Wiedziałam, że się cieszę, ale musiałam się uspokoić. Przełknęłam ślinę i złapałam szklankę wody, którą wcześniej mi podał barman. Wypiłam jej zawartość duszkiem i dopiero kiedy lekko ochłonęłam, odważyłam się na niego spojrzeć. Rozprostowałam spocone dłonie i otarłam je o spódniczkę. Nie wiedziałam, co mam teraz zrobić. On szedł w moim kierunku. Był już blisko…, bardzo blisko. Złapał mnie za rękę, nie bacząc na moje przyzwolenie. Pociągnął za sobą, uprzednio mierząc barmana wzrokiem mówiącym, że ma się trzymać z daleka. Prowadził mnie pewnie, nie patrząc na mnie. Mogłam się z łatwością wyrwać, ale nie chciałam. Szłam obok i patrzyłam na niego, wciąż zaskoczona jego reakcją, ale i zadowolona. To było niesamowite. Czułam się, jakbym do niego należała. Jakby przyszedł mnie zabrać, bo poczuł zagrożenie ze strony kogoś, kto chciał mu odebrać jego własność. Wyszliśmy z baru, a on wciąż mnie nie puszczał. Skręcił w boczną uliczkę, gdzie nie było nikogo. Stanął przede mną i spojrzał mi w oczy, przenikliwie i głęboko. Wdzierał się wzrokiem w moje źrenice, paraliżując mnie nim. Nie mówił nic, tylko patrzył. Podniósł nasze splecione dłonie wysoko nad głowę i oparł mnie o ścianę. Drugą pogładził mój policzek, zbliżając twarz tak blisko mojej, że zabrakło mi tchu. Przymknęłam oczy, bo myślałam, że mi się to śni, a kiedy je otworzę, zniknie. Podniosłam niepewnie powieki, był jeszcze bliżej, a ja sparaliżowana z wrażenia, poddawałam się temu. Gładził moje włosy, przechylając głowę w prawo i w lewo, powoli i opanowanie, jakby mnie badał i oceniał. W końcu dotknął czołem mojego. Nasze nosy się stykały, a usta były tak blisko, że aż bolało. Tak bardzo chciałam, żeby mnie pocałował, ale on się ze mną drażnił. Brutalnie wystawiając moją cierpliwość na próbę. Moje ciało domagało się więcej. Wnętrze paliło, żywym ogniem. Brałam głęboki oddech i prawie się nim dławiłam. Rosło we mnie podniecenie i panika, że zaraz sobie pójdzie, że zostawi mnie w takim stanie. Przywarł twarzą w zagłębieniu mojej szyi i zaciągnął się moim zapachem. Potem spojrzał mi w oczy, zadowolony i szepnął.
— Tak pięknie pachniesz…, niepowtarzalnie. Moje zmysły wariują. Powiedz, dlaczego pracujesz w tej spelunie? Nie pojmuję tego. Nie pasujesz do tego miejsca.
Znowu się pochylił, zaciągając się moim zapachem. Chciałam odpłynąć. Chciałam stopić się z jego ciałem. Chciałam go dotykać. Delektować się jego smakiem. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Słowa mi tkwiły w gardle. Nie mogłam wyznać prawdy. Co by o mnie pomyślał. Musiałam coś wymyślić, ale nic mi nie przychodziło do głowy. Zresztą miałam mętlik w głowie. Wolałam nie rozmawiać, tylko tak trwać, ale szepnęłam cichutko i niepewnie.
— Nie wiem.
Odsunął się i przeczesał dłonią moje włosy. Zgarniał kosmyki z czoła i patrzył wnikliwie i z zaciekawieniem. Było w jego oczach jeszcze coś. coś takiego, co mnie hipnotyzowało. Przerażało mnie to, ale i nie pozwalało odejść.
Od dwóch lat przychodziłem do tej obleśnej speluny, nocą. Wiedziałem, że nie postępuję wobec siebie uczciwie, ale to było ode mnie silniejsze. Obskurne pomieszczenie, w którym było ciemno od dymu, a pijani i naćpani goście, zachowywali się nachalnie i niekulturalnie. Pieprzyli się po kątach i zażywali narkotyków, nie kryjąc się przed nikim. Niejednokrotnie dochodziło do przepychanek i bójek, a nawet zabójstw. Wszystko odbywało się na jawie. Pogardzałem tymi ludźmi, byli obleśni, chamscy i wyuzdani. Przychodziłem tutaj tylko z jednego powodu. Na początku była to ucieczka przed samotnością. Zawsze siadałem w odosobnieniu. tak, żeby nikt mi nie przeszkadzał. Lubiłem obserwować innych. Ich zachowania i reakcje na rozmaite bodźce. Pewnego dnia dostrzegłem nową twarz. Musiała się dopiero zatrudnić. Zwróciła moją uwagę, gdyż jej zachowanie było zadziwiające. Intrygowała mnie od pierwszej chwili, kiedy się pojawiła, ponieważ miała na twarzy wypisaną determinację i zaciekłość. Musiała mieć ku temu niezłe powody, że wybrała to miejsce do zarabiania pieniędzy, a może lubiła się mścić na tych skurwielach. Wyraźnie było widać, że ich nienawidzi. Poświęcała się, żeby zarobić tych kilka marnych dolarów. Nie rozumiałem tego, ale za to ją podziwiałem. wysoka, niesamowicie zgrabna, długowłosa szatynka, o niebieskich oczach. Musiała ćwiczyć, bo każdy jej mięsień był napięty i wyraźnie zarysowany. Z moich obserwacji wywnioskowałem, że umie się też dobrze bić i nie boi się tego okazać w takim miejscu, jak to. Zgrabny i jędrny tyłeczek, odziany w krótką spódniczkę i długie nogi przyciągały gapiów, którzy nie omieszkali tego nie zauważyć. Kiedy przechodziła między nimi, niosąc zamówienia na tacy, obłapywali ją i mówili sprośne słówka. Obrzydliwe świnie. Dziewczyna, mająca może dwadzieścia dwa, może trzy lata, umiała się obronić. Niejednokrotnie dostrzegałem, jak łapie klienta za jaja i sadza na krześle, albo dźga w żebra palcem, pchając go na stolik i wylewając mu na głowę piwo. Widziałem również sytuację, kiedy delikwent złapał ją za ramię i chciał zaciągnąć w ciemny kąt w wiadomym mu celu. Śmiałem się, kiedy wykręcała mu rękę do tyłu i mówiła coś do ucha. bladł natychmiast i wychodził ze speluny. Coraz bardziej mnie intrygowała, dlatego nie zamierzałem zaprzestać przychodzenia i wpatr.ywania się w nią
…
…
— Nie musicie tak tańczyć wokół siebie. Zaczynajcie i miejmy to, już za sobą — słowa staruszka spowodowały, że dostałem niespodziewanie w ryj. Zachwiałem się, bardziej z zaskoczenia niż z bólu. — I o to chodzi chłopcy, dajcie w końcu popatrzeć na prawdziwą walkę — śmiech Vincentego odbił się echem, bo znowu dostałem w mordę.
Kurwa, co się ze mną dzieje? Podchodzę i nie jestem mu dłużny. Mam już dosyć cackania się z nim. Walę go prostym i sierpowym. Conor odskoczył i naparł na mnie frontalnie ciosem ze zgiętej nogi w kolanie i wykopem prosto w moją pierś. Kurwa, zabolało jak cholera, bo dodatkowo wcisnęło mnie w liny, a głowa porządnie oberwała.
— Widzę, że nie próżnowałeś przez ten czas, ale nie martw się o mnie. Dam sobie z tobą radę. — podbiegam i odpieram atak, którym chciał mnie znokautować. Wyprowadziłem uderzenie pionowo z dołu do góry z równoczesnym skrętem tułowia. Teraz polała się krew, bo Conor porządnie oberwał w szczękę. Nie długo się otrząsał, oddając mi tym samym. Następnie ciosy potoczyły się tak szybko, że pamiętam tylko jakieś migawki naszych uderzeń rękoma i nogami. Skutek był taki, że nie widziałem na jedno oko, a nos miałem złamany. Nie wspomnę o żebrach i bokach po obu stronach mojego tułowia. Krew się lała z mojej twarzy. Zresztą, to nic takiego, bo Conor wyglądał podobnie. Siedzieliśmy teraz na macie i plecami opieraliśmy o liny. Staruszek podał nam wodę do picia i ręczniki do otarcia potu i krwi.
— Jak tam panowie? Ulżyło wam? — uśmiech triumfu nie schodził z jego twarzy. Mogę mu to wybaczyć, bo obaj zasłużyliśmy.
— Możesz mieć satysfakcję, bo morda mnie napierdala, jak nigdy dotąd. Czuję, że mam połamany nos. Cholera jasna. Boli pioruńsko — syk wydobywający się z moich ust był tego dowodem.
— Nie przejmuj się bracie, bo ze mną jest tak samo, a żebra na pewno mam popękane. Jak Lilly mnie zobaczy, to mam przesrane — zawył, łapiąc się za boki.
— Przesrane, to ty miałeś w momencie wejścia na ten cholerny ring, kochanie! Nie myślcie sobie, że ujdzie to wam obu płazem. Jak można, było się tak okaleczyć. Cholera jasna Conor! Czy ty jesteś narwanym młodzieniaszkiem, żeby się tak obijać!? — Lilly weszła na mate i klęknęła obok. — Jesteście nienormalni. Boże, jak wy wyglądacie?
Kitty weszła za przyjaciółką i usiadła przy Davidzie.
— Nie obwiniaj Conora Lilly, to był pomysł Davida. Twój facet, nie wpadłby na coś takiego. Tylko jego brat mógł to zrobić — spojrzenie dziewczyny w moje oczy, raczej jedno oko, był triumfujący, a zarazem miażdżący. Cieszyła się jak dziecko, był to jej cichy odwet za moje zachowanie wobec niej. Wkurwiło mnie to jak cholera. Miałem ochotę złapać ją za to śliczne gardło i udusić.
— Nie masz się, z czego cieszyć, człowieku. Jak mogłeś, zostawić tych wszystkich kochających cię ludzi. Tak długo i nie dać znaku życia? Oni odchodzili od zmysłów. Myślałam, że mamy epokę nowoczesnej technologii i posługiwanie się telefonem, nie powinno być problemem. No, chyba że przeniosłeś się do epoki kamienia łupanego, wtedy bym zrozumiała. Niestety, nic cię nie tłumaczy, bo wszyscy domyśliliśmy się, że narażałeś swoje życie. Może wyjaśnisz nam, gdzie byłeś i co robiłeś?
— A już myślałem, że się troszkę zmieniłaś. Ale nie. Nie ty. Ty potrafisz zaleźć tak mocno za skórę, człowiekowi, że nie zapomina przez długi czas. Mam nadzieję, że już skończyłaś, ponieważ nie zamierzam niczego wyjaśniać. Jeśli wyjeżdżam na dłużej, to wszyscy w tym domu wiedzą, że nie powinni zadawać pytań, bo i tak nie uzyskają odpowiedzi. Wybaczam ci twoją gafę, gdyż nie miałaś o tym pojęcia — podnoszę palcem jej brodę i spoglądam w oczy.
— Zapamiętaj, więc na przyszłość moje słowa. Nie pytaj, a będziesz bezpieczna. Rozumiesz?
— Ty cholerny dupku, jak śmiesz tak do mnie mówić? Jeśli będę chciała wiedzieć, to nic mnie nie powstrzyma od zadawania pytań. Nie myśl sobie, że tobie się uda.
....
Od garniturów, koszul przez dresy, koszulki i jeansy. W ukrytym schowku z tyłu szafy znajduje się specjalne pomieszczenie, niedostępne dla innych. Tylko ja mam do niego klucz. Trzymam tam specjalne przebrania do pracy w terenie oraz broń wszelkiego rodzaju. Służącą do walki wręcz i palną do strzelania z dużych odległości, jak i z bliska. Są to moje perełki, których pilnuję i pielęgnuję, jak najcenniejszych kamieni szlachetnych. Zakładam T-shirt i spodenki, na to dres. Kiedy słyszę pukanie do drzwi, wychodzę. Do pokoStwju wchodzi Vincenty z tacą pyszności, a kto za nim?: „Szlag”. To nikt inny, jak tylko Kitty, niosąca drugą tacę, na której stoi dzbanek z kawą i filiżanki, a obok owoce i ciasto. Boże, gdybym wiedział, że ją tutaj przyprowadzi, sam poszedłbym do kuchni.
— Nareszcie wróciłeś, Davidzie — ucieszył się tak bardzo, że przytulił mnie mocno i potargał czuprynę.
Jest dla mnie bliską i serdeczną osobą. Kocham go, bo zastępuje mi ojca, który powinien właśnie tak się zachowywać, troszcząc się o swoją pociechę. Taki właśnie jest ten staruszek. Uśmiechnąłem się szczerze i odwzajemniłem uścisk.
— Tęskniłem za tobą. Zwłaszcza za twoją pyszną kuchnią — powiedziałem i spojrzałem na Kitty. Stała w drzwiach i przyglądała się powitaniu.
— Może wejdziesz? Postaw tę tacę, bo na pewno jest ciężka.
Nie ruszyła się, stała tylko i wwiercała we mnie szeroko otwarte oczy. Zdaje się, że moja miesięczna nieobecność wszystkim doskwierała. Ale Kitty? Podszedłem do niej i oswobodziłem jej dłonie. Następnie, po odstawianiu wszystkiego na stolik wróciłem do niej. Sięgając za jej dłoń, przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem w policzek. Uśmiechnąłem się, kiedy dostrzegłem zaskoczenie w wyrazie jej twarzy. Rozbawiła mnie tym.
SKRADŁA SERCE WAMPIRA
TOM III
Tom II
Tom I
TAJEMNICE CONORA
ODWAGA NICOLASA
TOM III
OBLICZE DAVIDA
TOM II
TOM I
– Zaraz wracam – mówię do brata. – Zamów dla mnie jajka z bekonem i kawę.
Szybkim krokiem oddalam się w stronę toalet. Słyszę jakieś zamieszanie w recepcji, które zwraca moją uwagę. Nagle czuję zderzenie z kimś z naprzeciwka. Zauważam drobną postać leżącą na podłodze. Krótka spódniczka zadarła się jej po samo udo, ukazując kawałek bielizny, a zielona koszula obnażyła skrawek ponętnej piersi w koronkowym staniczku. Co za nieziemski widok. Nie dostrzegłem w ogóle jej twarzy, bo moje oczy zawisły w tym miejscu na zbyt długo.
– Do cholery jasnej, jak pani łazi?! Nikt pani nie nauczył, że nie wolno biegać po hotelowych korytarzach?! Mogłaby pani łaskawie patrzeć pod nogi?! – łajam ją przez zaciśnięte zęby.
Dziewczyna klęka i zbiera swoje dokumenty. Nadal nie widzę jej twarzy, bo z jej koka wysunęły się rude kosmyki i zasłoniły buzię. Przyglądam się jej i nie wiem, kogo mi ona przypomina. Kobieta podnosi się niezdarnie. Widać, że ją poturbowałem. Rozciera pośladki i mierzy mnie wzrokiem. Jej wściekłość nie zna granic.
– Fuck! Nie wierzę – mamroczę oszołomiony pod nosem, orientując się, że to mój seksowny anioł, we własnej osobie, stoi przede mną. Dostrzegam tylko jej wielkie zielone oczy wpatrzone we mnie z zawziętością. Nareszcie ją znowu ujrzałem. Całą noc o niej myślałem.
– Ja mam uważać? – wybucha zszokowana dziewczyna. – To pan na mnie wpadł, to pańska wina! Wypadałoby przeprosić! – wykrzykuje, wymachując rękami, zaskoczona moimi zarzutami.
– Chyba sobie, maleńka, żartujesz. To ty mi stanęłaś na drodze i nie wyobrażaj sobie, że cię jeszcze za to przeproszę – mówię oschle. – Powinnaś bardziej uważać, jak chodzisz – dodaję ciszej. Podchodzę do niej bliżej i łapię ją za brodę. Nie mogę się powstrzymać i odwracam jej śliczną buźkę w moją stronę. Patrząc w te wielkie, cudne oczy. Dostrzegam w nich wyraźny strach i smutek, ale także siłę. Ona w ogóle nie ma pojęcia, że tamtej nocy w klubie j
obserwowałem.
Dowiem się, kim
ą jesteś. Jeszcze się spotkamy – mruczę wprost do jej ucha.
Puszczam –ją i odchodzę w kierunku restauracji.
– Cholerny fiut! – krzyczy w moim kierunku.
Jej słowa wywołują uśmiech na mojej twarzy. Odwracam się i z zadowoleniem puszczam do niej oko.
…
– Lilly! Chodź szybko, znalazłam coś! – krzyczy do mnie Kitty.
Wychodzę z łazienki i siadam obok niej na kanapie. Widzę gazetę otwartą na stronie z ogłoszeniami, a Kitty pokazuje palcem na jedno z nich.
– Słuchaj, ktoś poszukuje opiekunki. Są bardzo dobre warunki i świetna płaca. Casting odbędzie się jutro, w hotelu Sunny Beach, o dziesiątej rano. Twoje wykształcenie i doświadczenie idealnie pasują do postawionych tu wymagań.
Czytam wiadomości i uśmiecham się szeroko, bo właśnie dostrzegłam światełko w tunelu. Pierwszy krok ku nowemu życiu.
…
…
Zbiegam po schodach i podchodzę do baru.
– Nalej mi podwójną whisky.
Wypijam całość na raz.
– Podać jeszcze raz to samo? – pyta barman.
– Tak. – Biorę trunek i odwracam się, żeby popatrzeć na moją rudowłosą piękność. Wygląda oszałamiająco, gdy tak kręci biodrami do rytmu. Przechodzi mnie dreszcz po całym ciele, a w spodniach robi mi się ciasno. Boże.
– Znajdę cię i będziesz moja – mówię do siebie szeptem.
Łykam alkohol i rozglądam się za Davidem. Rozmawia z kimś. Odciągam go na bok i mówię poważnym głosem:
– Bracie, posłuchaj mnie teraz uważnie. Chcę, żebyś namierzył dla mnie dziewczynę, którą widzieliśmy z balkonu. Zrób to szybko, bo zależy mi na czasie. Masz się o niej dowiedzieć wszystkiego od urodzenia aż do dziś, rozumiesz?!
Odwracam się w stronę parkietu, ale jej już tam nie ma.
– Cholera jasna!…
Strona www stworzona w kreatorze WebWave.